Jak słusznie zauważa w swoim komunikacie Ministerstwo Sprawiedliwości, media społecznościowe powinny być przestrzenią wolności słowa. Wolność tę rozumie się jako respektowanie praw człowieka, bez tzw. mowy nienawiści, która jednak w Polsce nie jest w żaden sposób prawnie zdefiniowana. Zamiast prawnego opracowania tego pojęcia i zamiast pochylenia się nad prawnym zakresem ochrony praw człowieka w naszym kraju, Zbigniew Ziobro proponuje rozwiązanie, które ucina łeb Hydrze.
Prawo ustalone przez polski rząd na „straży” wolności słowa
Zgodnie z propozycją serwisy społecznościowe nie będą mogły według własnego uznania usuwać wpisów ani blokować kont użytkowników, jeśli treści na nich zamieszczone nie naruszają polskiego prawa. W razie usunięcia treści lub zablokowania konta jego użytkownik będzie miał prawo złożenia skargi do serwisu.
Projekt przewiduje też złożenie do serwisu społecznościowego skargi na publikacje zawierające treści niezgodne z polskim prawem – z żądaniem ich zablokowania.
W obu przypadkach serwis w ciągu 48 godzin będzie musiał rozpatrzyć skargę. Jeśli wyda decyzję odmowną, będzie można zwrócić się do sądu, a ten rozpozna taką skargę w ciągu siedmiu dni. Postępowanie będzie miało całkowicie elektroniczny charakter, a prowadzone będzie przez wyspecjalizowany Sąd Ochrony Wolności Słowa, utworzony w jednym z sądów okręgowych.
Diabłu świeczkę, a panu bogu ogarek
Projekt wprowadza też bardzo potrzebny instrument tzw. pozwu ślepego, postulowany przez Rzecznika Praw Obywatelskich. Ktoś, kogo dobra osobiste zostaną naruszone w internecie przez nieznaną mu osobę, będzie mógł złożyć pozew o ochronę tych dóbr bez wskazania danych pozwanego. Do skutecznego wniesienia do sądu pozwu wystarczy wskazanie adresu URL, pod którym zostały opublikowane obraźliwe treści, daty i godziny publikacji oraz nazwy profilu lub loginu użytkownika.