Jak czytamy w uzasadnieniu do ustawy, posłowie argumentowali, że Święto Niepodległości jest jednym z najważniejszych dla Polaków świętem państwowym – „Po 123 latach zaborów – niewoli naznaczonej walką, cierpieniem i wysiłkiem wielu pokoleń Polek i Polaków – nasz kraj odzyskał suwerenność”. Czy jest to powód do uchwalania w pośpiechu, na kilkanaście dni przed świętem, dodatkowego dnia wolnego od pracy? Być może to „kiełbasa wyborcza” przed II turą wyborów samorządowych. Krytyczne głosy usłyszeć można z wielu stron.
Posłowie PiS wskazują, że Polska odzyskała suwerenność wysiłkiem i cierpieniem wielu pokoleń. Dziś jednak wielu grupom zawodowym odbiera prawo do świętowania. Mowa tu oczywiście o pracownikach handlu, którzy zostali wyłączeni z grona osób, które mogą świętować odzyskanie niepodległości.
Pomysłodawcy na szczęcie wycofali się z pomysłu, aby w ten dzień zamknięte były szpitale i apteki. Chorzy czekający długie miesiące na termin wizyty lekarskiej, którzy z zaniepokojeniem śledzili doniesienia medialne o nowym dniu wolnym od pracy, mogą odetchnąć z ulgą. Co z innymi branżami? Posłowie najwyraźniej zapomnieli, że na termin długo czeka się także w sądach. Jak wskazują analizy, reformy sądownictwa wprowadzane przez rząd spowodowały wydłużenie czasu, jaki potrzebny jest na prawomocne zakończenie sprawy. Ci, którzy mieli pecha i ich sprawa miała wyznaczony termin na 12 listopada, na kolejny, niestety, poczekają kolejne tygodnie. Być może posłowie PiS uważają, że „klientami” sądów są tylko aferzyści, a z nimi nie ma co się liczyć?
Nie trzeba szukać daleko, aby wskazać inne „ofiary” pomysłów posłów PiS. W poniedziałek 12 listopada nieczynne mają być również Urzędy Stanu Cywilnego. Poniedziałek nie jest typowym dniem na zawarcie związku małżeńskiego, ale nie można wykluczyć, że ktoś na ten dzień zaplanował ślub. Pechowcy będą musieli przełożyć tę ważną chwilę na inny termin. Przezorni narzeczeni powinni unikać dat przed lub po ważnych rocznicach w historii Polski – tak na wszelki wypadek.
Jak wyliczają ekonomiści, jeden dzień wolny od pracy to dla gospodarki strata rzędu kilku miliardów złotych. Nasza gospodarka to udźwignie, ale problem leży gdzie indziej. Tak błaha sprawa, którą można było ugodowo zakończyć kilka miesięcy temu, pokazuje, jak źle wygląda proces tworzenia prawa w Polsce za rządów „dobrej zmiany”. Jest to kolejny przykład, że ustawy tworzone są „na kolanie”, bez analiz i uzgodnień, jako reakcja na bieżące zapotrzebowanie polityczne. Wydaje się, że nie tędy droga.
Źródło: Forbes.pl