Przykład tego słodkiego dodatku do kanapek mógł niektórych rozbawić i wywołać wrażenie, że mamy do czynienia z burzą w szklance wody. Obraz nieco się zmienia, jeśli weźmiemy pod uwagę rezygnację doradcy Donalda Trumpa ds. ekonomicznych. Wszystko wskazuje na to, że Gary Cohn chciał w ten sposób zaprotestować przeciwko konfrontacyjnej pozycji Waszyngtonu. Można wszystko zbagatelizować, ale obawy pozostają.
Interes narodowy w kampanii wyborczej
Kampania wyborcza Donalda Trumpa była kontrowersyjna, a jego zwycięstwo wywołało pewien niepokój. Pojawiły się obawy odejścia od nowoczesnej gospodarki wolnorynkowej. Przyszły prezydent obwiniał niektórych zagranicznych partnerów o stosowanie niesprawiedliwych praktyk, które powiększają amerykański deficyt budżetowy. Ciężko było przewidzieć w jakim stopniu podobne poglądy mogą przełożyć się na zmiany w polityce gospodarczej.
Według prezydenta USA import stali i aluminium na obecnych zasadach uderza w narodowe bezpieczeństwo. Ustanowienie barier celnych ma w założeniu chronić rodzimy sektor produkcji metali.
Nie oznacza to jednak, że miejscowy przemysł na tym skorzysta. Wynika to z faktu, że amerykańska branża produkcji stali zatrudnia znacznie mniej osób niż inne sektory gospodarki zależne od cen tego surowca. Cła importowe oznaczają wyższe ceny. Mogą podnieść dochody wąskiej grupy przedsiębiorstw i jednocześnie utrudnić działalność grupie dużo szerszej.
Reakcja i eskalacja
Zapowiedzi amerykańskich barier importowych wywołały reakcję nie tylko po stronie UE. Podjęcie analogicznych kroków zaczęły rozważać m.in. Brazylia i Meksyk. Ostatecznie Trump zdecydował, że ten ostatni kraj, razem z Kanadą, zostanie uchroniony od nowych barier, a inne państwa również mogą się o taki przywilej ubiegać. To było jednak za mało, żeby złagodzić nastroje.
Nowa strategia handlowa spotkała się ze znaczną krytyką w USA. Prezydenta nie oszczędzili również politycy z „jego” Partii Republikańskiej. Unijna komisarz handlu, zapytana o możliwość wojny handlowej, radziła ostrożność w używaniu tego określenia. Wiele wskazuje na to, że prawdziwym celem inicjatywy Trumpa było uderzenie w Chiny. Forma i treść całej operacji była jednak mało dyplomatyczna i wywołała zdecydowanie zbyt wiele niepotrzebnych emocji.
Wielka wojna handlowa na szczęście mało prawdopodobna
Poważne wojny handlowe i protekcjonizm wystąpiły po raz ostatni w czasach wielkiego kryzysu w poprzednim stuleciu. Efekty były raczej odwrotne od zamierzonych. Sztuczne bariery nie tylko słabo chroniły krajowe biznesy, lecz także powodowały masowe bankructwa przedsiębiorstw, którym zależało na wolnej wymianie gospodarczej. Z tej perspektywy trudno sobie wyobrazić, że amerykańskie cła na stal i aluminium spowodują wielką lawinę.
Postulaty o konieczności obrony lokalnego rynku przed obcym kapitałem są przejawem gospodarki anachronicznej i sprzecznej z nowoczesną myślą ekonomiczną. Podobne zapowiedzi zawsze znajdują jednak zwolenników w trakcie kampanii wyborczych. Jeśli można coś doradzić władzom Unii Europejskiej, to przede wszystkim chłodne spojrzenie i powstrzymanie się od uderzania w amerykańskie masło orzechowe.